sobota, 28 lutego 2009

Jak mocować filtry LEE?

Trzy tygodnie temu napisałem jak można zamówić próbnik filtrów LEE. Z początku był on darmowy, a po kilku pierwszych wysyłkach polski dystrybutor zmienił zdanie i zaczął żądać opłat za próbniki. Jeśli macie rodzinę za granicą to możecie śmiało zamawiać próbniki na ich adresy, gdyż z tego co czytałem to w innych krajach takie próbniki są wysyłane zupełnie za darmo.

Wracając do tematu - próbników LEE, dlaczego akurat właśnie one mogą się nam przydać? Ich wielkość (9cm x 4cm) sprawia iż nadają się doskonale do małych, zewnętrznych lamp błyskowych (na lampy studyjne są niestety za małe). Pomogą nam nadać światłu konkretną barwę (np i dzięki temu stworzyć kolorowe tło), a także dostosować barwę światła lampy błyskowej do barwy światła zastanego (ale to już bardziej obszerny temat o którym napiszę innym razem).

Jak założyć taki filtr na lampę błyskową? Jest na to kilka sposobów, dzisiaj opiszę pierwszy z nich (opisy kolejnych metod pojawią się w przyszłości).



Najpierw należy zerwać/przeciąć nit spinający filtry, ja zrobiłem to przy pomocy kombinerek, lepiej robić to delikanie, gdyż można uszkodzić filtry. Przyda się też śruba z nakrętką o wymiarach podobnych do nitu spinającego filtry (A). Dlaczego? Szkoda by było rozrzucić wszystkie filtry luzem(B), ponieważ później przyda nam się znajomość nazw poszczególnych rodzajów filtrów (szczególnie CTO, Straw, CTB, PlusGreen).

Co jest potrzebne do zamocowania filtra na lampie? Ja jestem zadowolony z mocowania na rzepy samoprzylepne (C i D). Które kupiłem w sklepie z artykułami krawieckimi (obie strony, miękka+twarda to koszt ok 4zł za metr).


  • Twardy rzep nakleiłem w odległości ok 1cm od brzegu moich lamp błyskowych (taki rzep przydaje się także do mocowania na lampie innych modyfikatorów światła: zasłon, strumienic, itp).

  • Do zamocowania każdego filtra wykorzystałem dwa kawałki miękkich rzepów o odpowiedniej długości - 4,5cm(C) i 9cm(D). Krótszy kawałek rzepa (C) przykleiłem od strony dziurki po nicie (która nie może znaleźć się w świetle błyskającej lampy), dłuższy (D) na przeciwnej krawędzi.




  • Radziłbym opisać filtr w okolicy dziurki po nicie (np 1/4CTO, nr 206).

  • Najlepiej przygnieść filtr czymś ciężkim aby klej z rzepów mocno i równomiernie chwycił (ja wsadzam filtry do grubej książki i której okładkę dociskam ciężarkiem).

  • Filtry mocujemy dokładnie (powinny one pokrywać całą powierzchnię światła lampy).





Rozwiązanie 'na rzepy' ma swoje zalety i wady, kolejne metody na mocowanie rzepów pojawią się na moim blogu za jakiś czas.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Ktoś naruszył Twoje prawa? Walcz!

Ktoś naruszył Twoje prawa? Wykorzystał Twoje zdjęcie bez Twojej zgody? Walcz o swoje, nawet jeśli nie wchodzą w regułę duże odszkodowania ze strony 'złodzieja' - jak już raz się poparzy, zastanowi się dwa razy zanim po raz kolejny będzie próbował naruszyć czyjeś prawa autorskie. Pewnie powiesz - polskie sądownictwo, zwykły szarak nie jest w stanie zdziałać nic w pojedynku prawnikami dużej firmy. Błąd! Historia Bartosza Olszewskiego świadczy o tym, że można wygrać nawet z dużą siecią (ugoda na jaką zgodziła się ta sieć, nie pozwala na ujawnienie jej nazwy).

Oto relacja Bartosza:

Chciałbym się podzielić doświadczeniem odnośnie naruszenia praw autorskich przez Firmę (zwaną dalej Naruszycielem) do fotografii przedstawiającej trzy tulipany po przekątnej. Informacji dotyczących Naruszyciela i kwot pieniężnych nie ujawniam, gdyż nie są to w przypadku publikowanego poniżej tekstu, istotne i merytoryczne wiadomości.
Cała sprawa trwała dosyć długo, jednakże nie tylko z winy urzędów etc, ale także z powodów, że nie tylko taką sprawą człowiek żyje. Zdarzało mi się, że pewne formalności odwlekałem nawet miesiąc z przyczyn prywatnych, więc to jest też powód długiego czasu trwania tej sprawy.

W Listopadzie 2006 roku podczas odbioru kolejnego zlecenia z Labu Naruszyciela, który świadczy usługi z tego zakresu, natknąłem się na wystawione pod blatem plexi (będącym tuż przy stoisku Foto – zdjęcie było wystawione publicznie, jako coś w rodzaju wizytówki-reklamy usług jakie proponują) zdjęcie mojego autorstwa, które nie było podpisane moim imieniem i nazwiskiem (Naruszyciel nie mógł go posiadać, ponieważ zlecając wykonanie odbitek można nie podawać imienia i nazwiska, a do odbioru wystarczy pokwitowanie oddania zlecenia do realizacji – stąd Naruszyciel nie znał moich danych).
Zapewne większość osób skąd Naruszyciel mający w ofercie wykonywanie odbitek fotograficznych posiadał fotografię mojego autorstwa? Fotografię ową wywoływałem w Labie Naruszyciela w okolicach Maja 2006 roku. Domniemywać mogę, że to wtedy Lab bezprawnie zwielokrotnił fotografię, którą ja dostarczyłem mu do wywołania i wystawił pod blat plexi, naruszając tym samym prawa autorskie i osobiste.
Pracownicy Labu stwierdzili, iż powinienem być wielce ucieszony, iż fotografia podobała się na tyle, że została wystawiona pod blat plexi (pomijając oczywiście sam fakt, że to zwykła kradzież). Poprosiłem o udostępnienie jednego z aparatów dostępnych na sklepie (supermarket), aby wykonać fotografie, będącą dowodem w tej sprawie.
Następnego dnia stawiłem się w Firmie z żądaniem wypłaty honorarium z tytuły bezprawnego wykorzystania fotografii mojego autorstwa bez mojej wiedzy i zgody na obszarze sklepu. Oczywiście żądanie przyjęto, mimo, iż Pani Dyrektor działu Foto uparcie twierdziła, że nie doszło do żadnego naruszenia, nie znam prawa etc. Proszę się nie dać czymś takim zbyć!
W odpowiedzi na żądanie otrzymałem pismo, w którym podważono fakt, że jestem autorem fotografii (ponieważ Pani mecenas, prowadząca sprawę nie jest znawcą w dziedzinie fotografii i nie jest w stanie oszacować czy dostarczony przeze mnie plik jest plikiem oryginalnym zawierającym jedynie „znak wodny”) oraz, że brak jest jakichkolwiek podstaw faktycznych i prawnych, aby rozmawiać o naruszeniu praw autorskich i osobistych. Ponadto zarzucono mi brak dowodów oddania zlecenia do Labu oraz paragonu (tutaj faktycznie nie posiadałem owych dokumentów, gdyż nie byłem w stanie przewidzieć takiej sytuacji, a ponadto z reguły nie trzymam paragonów – chyba, że są podstawą gwarancji).
Wykonałem pewien eksperyment, którego wiarygodność również odrzucono. Mianowicie wywołałem owe zdjęcia, zachowałem wszelkie paragony, dowody zlecenia i osobiście stawiłem się w kancelarii i opisałem sugestie i dołączyłem odpowiednie pismo, zawierające spostrzeżenia jakie przedstawiłem pani mecenas. Po okresie miesiąca otrzymuje mimo wszystko taką samą odpowiedź.

Z późniejszych obserwacji wynikało jedno - był to czas stracony, a z przyczyn osobistych trwało to sporo czasu. Bo aż około roku, albo nawet lekko ponad. Dopóki pisałem jako tzw. „Kowalski” byłem zbywany, być może z nadzieją, „że wreszcie się odczepi”.
Postanowiłem przekazać sprawę do Związku Polskich Artystów Fotografików (zwanego dalej „ZPAF”), do Biura Naruszeń Praw Autorskich. Podpisałem ze ZPAFem umowę powierniczą, na mocy której powierzam w ochronę ZPAF swoje prawa autorskie, aby ten mógł reprezentować moje interesy.
ZPAF wystąpił z żądaniem zapłaty odpowiedniego honorarium za naruszenie praw autorskich i osobistych informując jednocześnie, że jeśli Naruszyciel nie ustosunkuje się do żądania lub nie przystąpi do negocjacji to ZPAF skieruje sprawę na drogę postępowania sądowego, obciążającym tym samym Naruszyciela kosztami procesu etc.

Tutaj ZPAF otrzymał informację, iż firma nie istnieje. Ciężko mnie osobiście stwierdzić co było przyczyną takiej odpowiedzi ze strony osoby reprezentującej Naruszyciela, ale kilka moich spostrzeżeń:

1) ZPAF posłużył się w piśmie tylko takimi danymi jak: Nazwa firmy, adres (ulica, numer, kod pocztowy, miejscowość)
2) To była ostatnia odpowiedź osoby reprezentującej firmę, prawdopodobnie osoba ta działała na zwłokę, gdyż wiedziała, że tą sprawą się już nie będzie zajmować.


W związku z dziwną odpowiedzią na żądanie, ZPAF wysłał jeszcze jedno pismo z żądaniem pisząc pełne dane firmy wraz z numerem NIP prezentowanym na paragonie oraz KRS, etc, odrzucając przy okazji stwierdzenie , iż nie można orzec winy na stronę Naruszyciela, gdyż miejsce, w którym fotografia została wystawiona pod blat plexi, było ogólnodostępne. ZPAF stwierdził jednoznacznie, iż jest to wina Naruszyciela wynikająca z niedbalstwa jakiego dopuścili się pracownicy.
I tutaj w kolejnego odpowiedzi pojawiła się niespodzianka … Odkąd ZPAF przejął sprawę Naruszyciel zupełnie inaczej zaczął podchodzić do sprawy.
Kancelaria prawnicza reprezentująca Naruszyciela wystosowała pismo w odpowiedzi na żądanie ZPAF, że wyraża wolę zakończenia przedmiotowej sprawy w drodze obustronnego porozumienia na następujących warunkach:

1) Naruszyciel wpłaci na rzecz ZPAF kwotę odpowiadająca odpowiedniej stawce honorarium autorskiego za wykorzystanie utworu.

2) Ja zrzeknę się wszelkich roszczeń w stosunku do Naruszyciela z tytułu naruszenia osobistych oraz majątkowych praw autorskich.

Oczywiście, Naruszyciel chciał zapłacić za naruszenie jak za wykupienie na "normalnej" drodze owej fotografii, na co nie zgodził się ZPAF oraz ja osobiście również.
W kolejnym piśmie ze strony ZPAF stwierdzono, że jak najbardziej interesuje Nas droga ugody, jednakże nie na zaproponowanych warunkach. Głownie chodziło o wypłatę honorarium jak za wykup fotografii na normalnej drodze. ZPAF zażądał zgodnie z ustawą wypłaty trzykrotności kwoty proponowanej przez kancelarie Naruszyciela w oparciu o Tabele minimalnych wynagrodzeń ZPAF argumentując tym, iż doszło już do zawinionego, poprzez niedbalstwo pracowników, naruszenia praw autorskich oraz honorarium za naruszenie praw osobistych, gdyż fotografia wystawiona pod blat plexi nie została podpisana imieniem i nazwiskiem autora.

Długo oczekiwana odpowiedź na to pismo nadeszła. List zawierał ugodę jaką Naruszyciel jest w stanie zawrzeć ze ZPAF. Jej postanowienia były następujące, iż Naruszyciel wypłaci honorarium za naruszenie praw autorskich i praw osobistych wysokości (patrz: odpowiednia kwota), będącą ostateczną propozycją ze strony Naruszyciela na jaką się zgodzi na drodze porozumienia.
Po rozmowie z prawnikiem ZPAF oraz chwili namysłu zdecydowałem, iż ta sprawa z wielu aspektów trwa już długo, aby ciągnąc ją dalej na drodze sądowej. Z racji na to, że byłem w stanie zaakceptować kwotę zaproponowaną przez Naruszyciela jako wystarczającą ugodę podpisano i sprawa została zamknięta.
Zapewne w tym moim streszczeniu mojego przypadku dużo faktów nie zostało uwzględnione, ale po prostu sprawa trwała dosyć długo i nie jestem w stanie streścić wszystkich postanowień w rozmowach telefonicznych, e-mailach etc.
Mam nadzieje, że komuś ten tekst kiedyś pomoże, jeśli znajdzie się w podobnej sytuacji.
Ja osobiście stwierdzam, iż mimo, że spór trwał dwa lata to warto było, gdyż w pewnym momencie nie chodziło o uzyskanie honorarium, ale o fakt, że moloch na polskim rynku, przyznał rację i poszedł na ugodę. Satysfakcja bezcenna!


Jako, że kwestia praw autorskich, umów i tematów z tym powiązanych jest bardzo istotna dla każdego fotografa, w najbliższym czasie postaram się współpracując z Bartoszem opublikować kilka ważnych wzorów pism, takich jak:

  • Prawidłowo sporządzona umowa zawierana między fotografem a modelką/modelem, tzw. UWIWF,

  • Żądanie w przypadku naruszenia praw autorskich jakie się powinno skierować do naruszyciela,

  • Wzór ugody jaką powinno się zawrzeć z Naruszycielem aby on nie mógł nas na czymś złapać, ani my jego.

  • Specjalnie dla organizatorów konkursów będzie wzór pisma o przeniesienie autorskich praw majątkowych do zdjęcia (w sumie nie tylko dla organizatorów, ale także dla kupujących).

  • Pismo o przeniesienie autorskich praw majątkowych do wizażu.


Zapraszam do komentowania.

piątek, 6 lutego 2009

Sample filtrów LEE za darmo...

Jak dobrze widzicie, jestem zwolennikiem wykorzystywania małych fleszy takich jak nikon sb-24 lub sb-25. Często mieszanie światła błyskowego z zastanym znacznie utrudnia uzyskanie poprawnego balansu bieli, czasem chcielibyśmy dodać do zdjęcia jakieś kolorowe światło. W takich sytuacjach przydają się filtry ('żele'). Korzystając z małych lampek błyskowych nie ma potrzeby kupowania dużych arkuszy. Można zamówić sobie u producenta darmowy próbnik z samplami, w dodatku zawierający wszystkie dostępne kolory. Jak to zamontować na lampie? Jak dopasowywać odpowiednie filtry do światła zastanego? Napiszę jeszcze kiedyś o tym, teraz pokażę Ci jak można zamówić taki darmowy próbnik. Jak zamówisz dzisiaj, to prawdopodobnie będziesz miał filtry u siebie gdy będę pisał jak z nich korzystać.

Wystarczy odwiedzić stronę producenta, wpisać swoje dane adresowe oraz w pole Enquiry wpisać Lee Filters Lighting Swatch Book. Jako ciekawostkę podam, że polski sklep raysfoto chce aby mu płacić za próbniki - kiedyś nie wiedziałem że można zamówić za friko z centrali, zapłaciłem im. Mój błąd. Teraz zamówiłem sobie kolejne sample prosto od producenta i faktycznie przyszło całkowicie za darmo (nawet paczka przyszła szybciej niż gdybym kupował w raysfoto). Nasze realia. Nie karmcie tych naszych trolowatych sprzedawców. Niby tylko ok 36PLN z przesyłką, ale po co płacić? Lepiej już za te pieniądze kupić browarka lub iść na jakiś fajny film do kina. Pewnie sklep dostaje próbniki gratis, a na nich jeszcze sobie zbija kaskę. Dajcie spokój. Podobnie z resztą sprzętu - lepiej czasem coś kupić na zagranicznym ebay'u, lub bezpośrednio u producenta.


==UWAGA==
Z komentarzy czytelników wynika, iż także polski dystrybutor LEE (LTT) - któremu angielska centrala przesyłała nasze zgłoszenia zmienił politykę i za próbniki zamówione przez internet żąda pieniędzy. Można próbować zamówić je drogą telefoniczną. Więcej informacji w komentarzach.